Trwają końcowe etapy wygaszania węglowej Elektrowni Dolnej Odry.
Do końca 2025 – wygaszone i zamknięte zostaną 2 boki, a w 2026 r. – dwa kolejne, ostatnie z czterech.
Zwolnienia (oficjalnie Program Dobrowolnych Odejść) ma być rozłożony do 2030, a w praktyce szybciej. Pracownicy mają dostać relatywnie duże odprawy, ale Polska utraci kolejny element bezpieczeństwa energetycznego, a szerzej bezpieczeństwa.
Zamiast EDO mają pracować bloki gazowe, które – co niechętnie przyznają ministrowie Koalicji 13 grudnia – maja stabilizować źle działające „odnawialne” źródła.
Zamknięcie elektrowni węglowej to także część większego systemu przekonywania, że węgiel jest niepotrzebny. A jest on jedynym polskim surowcem, który zabezpiecza nam niezależność energetyczną, w tym prąd i ogrzewanie.
Zamknięcie EDO wpisuje się także w zamienienie regionu w rezerwat, który zablokuje polskie inwestycje w transportowe i portowe Szczecinie i Świnoujściu, które są i mogłyby być w jeszcze większym stopniu konkurencyjne dla portów niemieckich i holenderskich. A inwestycje w tutejsze porty są też ważne w obliczu większego zagrożenia portów w Gdańsku i Gdyni ze strony Rosji. Ale to już politycy oraz wojskowi w Moskwie i Berlinie (a także Warszawie Koalicji 13 grudnia) wzięli pod uwagę i realizują plan.
Zostaje też problem rosnących kosztów cen energii, które już w znacznym stopniu zniszczyły polskie firmy, a za rok, dwa zniszczą polskie rodziny.
Teoretycznie – odpowiedzialność zamknięcia EDO to PGE GiEK, ale praktycznie – ministerstwo pań Hennig-kloski i Zielińskiej. Te „piękne umysły” będą miały więcej na fryzjera i sesje fotograficzne.


